piątek, 5 lipca 2013

#9. Wrzesień.

 Pierwszy września 2013.

Szkoła w Anglii zaczyna się troszkę później, mam jeszcze trochę wolnego. Wykorzystam go z Maxem.

      Drugi września 2013.

Miałam kolejną nieprzespaną noc. Tym razem przez własną głupotę i zatęsknieniem do wzięcia leków. Zaczęło się od jednej tabletki, a skończyło się dziesięcioma i szybkim przejazdem do szpitala. Boję się, że Max się o tym dowie.
   
      Trzeci września 2013.

- Jesteś głupia Lara.
- Tylko na tyle cię stać?
- Jesteś cholernie głupia, nie mam nawet ochoty tu przychodzić.
- Nikt ci nie kazał.
- Nie bój się już idę, ale powiedz mi jedno. Po co ty znowu pchasz się w jakieś gówno? Czy nie możesz zaakceptować w końcu tego, że jesteś szczęśliwa, że będziesz szczęśliwa, bo należy ci się to cholerne szczęście?!
- Ty wiesz czemu. Nie zgrywaj takiego, że nie wiesz.
- Chcesz żeby każdy się nad tobą trząsł?
- Chcę spokoju.
- Ja wyjdę, a ty znowu coś sobie zrobisz.
- Jak tak będziesz gadał to niedługo zobaczysz mnie po raz ostatni w trumnie.

      Czwarty września 2013.

Wszyscy się mnie czepiają, wszyscy coś do mnie mają, mam już wszystkiego dosyć.

      Piąty września 2013.

Niedługo do szkoły. I znowu zacznie się doczepianie sztucznego uśmiechu, a wszystko przez to, że zwątpiłam w swoje szczęście.

      Szósty września 2013.

Mam pokręcone życie, naprawdę czasami przypomina ono cholerną telenowelę.

      Siódmy września 2013.

- Co tam? - siedzisz na łóżku, a laptopa trzymasz na swoich kolanach, jesteś maksymalnie skupiony na jego ekranie, przenikasz spojrzeniem aż tak, że czuję jakbyś siedział obok.
- Dobrze. - kłamię dziś po raz kolejny tylko po to by nie pokazać ci, że znowu jestem słaba, że znowu się boję.
- Na pewno? - potakuję tylko głową, a ty naiwny uśmiechasz się od ucha do ucha mówiąc, że przyjeżdżasz.

     Ósmy września 2013.

Nie chcę żebyś przyjechał, proszę nie, nie teraz.

     Dziewiąty września 2013.

Mama zaczyna się już ze mnie śmiać, wiem, że jest lekko załamana moim załamaniem, które nagle przyszło.

     Dziesiąty września 2013.

Przyjeżdżasz jutro,  JUTRO, j u t r o. Nie chcę.

      Jedenasty września 2013.

Lecz w sumie zatopić się kolejny raz w twoich ramionach było przyjemnością.

      Dwunasty września 2013.

Naprawdę nie wiem jak nazwać to co się ze mną dzieje. Byłam zła, bałam się twojego przyjazdu, a teraz nie chcę byś kiedykolwiek mnie puścił.

     Trzynasty września 2013.

Nie puścisz, prawda?

      Czternasty września 2013.

Mogę cały dzień przeleżeć oplątana twoimi ramionami. Jest lepiej.

      Piętnasty września 2013.

Uwielbiam czas, który spędzam z tobą, nie zostawiaj mnie, kochanie nie odchodź, nie jedźmy na to lotnisko, proszę.

      Szesnasty września 2013.

Jestem niestabilna psychicznie.

      Siedemnasty września 2013.

Świat znowu stał się bardziej szary, znowu mocniej pada, znowu jem więcej czekolady, znowu spędzam więcej czasu na łóżku.

     Osiemnasty września 2013.

Lubię mój pokój wprost rodem z psychiatryka. Białe ściany, białe meble, jasna podłoga, tylko kwiecista pościel leżąca na łóżku ożywia to wszystko.

      Dziewiętnasty września 2013.

Max w końcu się przełamał i przyszedł do mnie po szkole.
- Tęskniłem, choć i tak twierdzę, że robisz głupotę.

      Dwudziesty września 2013.

- Ściąłeś włosy! - wykrzyknęłam, gdy tylko cię zobaczyłam. - Ooooo - niezidentyfikowane dźwięki przeplatane śmiechem wydobywały się ciągle z moich ust.
- Aż tak źle wyglądam? - zakłopotany spojrzałeś na mnie.
- Nie! - krzyknęłam nagle. - Wyglądasz tak doroślej. - powiedziałam z powagą, lecz ciągle wydobywał się ze mnie śmiech. Ach, jak cudownie, że chociaż przez chwilę jest tak jak dawniej.

      Dwudziesty pierwszy września 2013.

Zaczęłam regularnie chodzić do szkoły, zaczęłam się uczyć, nie mam czasu na myślenie o sobie i swoich problemach. Tak jest lepiej.

      Dwudziesty drugi września 2013.

Czy wspominałam już kiedyś jak bardzo nienawidzę spotkań integracyjnych z klasą?

      Dwudziesty trzeci września 2013.

Tak jak sądziłam, pierwszy dzień jest porażką.

     Dwudziesty czwarty września 2013.

Drugi dzień nie należał do najlepszych, ale i tak towarzystwo Maxa mnie jakoś ratuje.

      Dwudziesty piąty września 2013.

Hahahahahahahahahaha witamy w piekle.

     Dwudziesty szósty września 2013.

- Czemu cię ostatnio nie było? - jak to miałeś w zwyczaju schyliłeś głowę i przeczesałeś lekko włosy ręką.
- Byłam na wyjeździe integracyjnym z klasą. - zaśmiałeś się od razu, gdy usłyszałeś "wyjazd integracyjny"
- Nie pokazałaś im jeszcze, że jesteś aspołeczna i tolerujesz tylko mnie i Maxa?
- Nie jestem aspołeczna.
- Nie, wcale.
- Sarkastyczny Jaka, ach, jak mi tego brakowało!

      Dwudziesty siódmy września 2013.

Leżę na łóżku okryta czarnym kocem, z kubkiem ciepłej herbaty w rękach. Czy ja naprawdę jestem aspołeczna?

      Dwudziesty ósmy września 2013.

Stukający deszcz o szyby był kiedyś wybawieniem, teraz jest tylko dźwiękiem, który wywołuje we mnie żądze zabicia. Mamo nie podchodź, Jaka nie dzwoń, Max podrzuć przez okno Maltesers, może cukier mi jakoś pomoże.

     Dwudziesty dziewiąty września 2013.

- Co wczoraj chciałaś?
- Chciałam żebyś przez okno podrzucił mi paczkę cukierków.
- Znowu stałaś się agresywna i chciałaś kogoś zabić?

     Trzydziesty września 2013.

Mama przyszła z pracy z jakimś gościem, mam zejść na dół i go poznać.
- Zapomniałaś, że jestem aspołeczna? - krzyczałam jej to, gdy siłą wypchnęła mnie z pokoju.


----

Nie było mnie tu trochę, wy też przestaliście to czytać, ale dla własnej przyjemności i satysfakcji jednak to dokończę.
Telenowela part #9.