sobota, 12 października 2013

#10. Październik.

Pierwszy października 2013

Mark nie jest złym gościem, mama też chce mieć normalne życie, ale ja nie chcę, chcę wrócić do Słowenii, chcę całymi dniami leżeć koło ciebie.

Drugi października 2013

Październikowe słońce jest piękne, wstaję rankiem obudzona przez ciepłe promienie wpadające przez okno, aż chce się żyć.

Trzeci października 2013

Ostatnio zastanawiałam się przez jak długo jeszcze może być źle. 10 miesięcy piekła stanowczo wystarcza, powinno być już lepiej. 

Czwarty października 2013.

Każdego dnia marzę o tym by cię spotkać, o tym by zatopić się w twoich ramionach, o tym by zaciągnąć się twoim zapachem.

Piąty października 2013.

Chcę już grudzień, grudzień, gruudzień.

Szósty października 2013.

W szkole same nudy, mamy mieć niedługo wolne. Przeglądam pamiętnik.

Siódmy października 2013.

Witajcie w świecie Lary, która czyta swój pamiętnik od stycznia i przywołuje te wszystkie wspomnienia. Choć to tak bardzo boli. 

Ósmy października 2013.

Kwiecisty koc, który leży na łóżku już na nim nie leży. Opatuliłam się nim i wraz z kubkiem gorącej herbaty w ręku czekam aż pojawisz się na skype.

Dziewiąty października 2013.

Nawet nie wiesz jak wielką przyjemność sprawił mi twój uśmiech i ten błysk w oku, gdy mówiłeś o nadchodzącym sezonie.

Dziesiąty października 2013.

Jutro kolacja u Marka. Nie chcę, nie chcę, nie chcę, nie chcę. On ma syna.

Jedenasty października 2013.

Jak tylko przekroczyłyśmy próg jego mieszkania poczułam się nieswojo. Ciągle czułam się obserwowana, chciałam stamtąd uciec. On tam stał. Stał i perfidnie się do mnie uśmiechał. Wszystko wróciło, chciałam uciec, chciałam wyjść na świeże powietrze, zrobiło mi się słabo, czy ja mdleję?

Dwunasty października 2013.

Mama pytała się o moje dziwne zachowanie wczorajszego wieczoru. Nie miałam odwagi się przyznać, a Ian znowu wyszeptał mi do ucha, że jestem piękna i znowu zaczął nazywać księżniczką.

Trzynasty października 2013.

Max ostatnimi dniami chodzi jakiś struty. Nie mam odwagi się zapytać co mu jest, wiem co mu jest. 
To samo co mi.


Czternasty października 2013.

Od ostatniego wieczoru u Marka moje dni wyglądają tak samo.Wszystko robię monotonnie. Siedzę sama w pokoju, a wieczorami na długie godziny zamykam się w łazience. I po co to?

Piętnasty października 2013.

Wspominałam kiedyś o tym, że nienawidzę lekcji wychowania fizycznego? Nienawidzę tych momentów w szatni, gdy każdy sie na ciebie gapi. Nie przebierałam się.

Szesnasty października 2013.

Razem z Maxem nie poszliśmy na wf. On już nawet nie pyta..

Siedemnasty października 2013.

Mama oznajmiła mi, że jutro Mark razem z Ianem przychodzą do nas na kolację.
Czy mogę już opróżnić wszystkie zapasy leków przeciwbólowych?

Osiemnasty października 2013.

Zrobiłam bunt. Nie wyjdę z tego pokoju, zamknęłam się na klucz i zastawiłam drzwi krzesłem. 

Dziewiętnasty października 2013.

Mama kazała mi się nie wygłupiać i wyjść, ale wtedy z pomocą przyszedłeś ty i napisałeś esemesa, że za 5 minut będziesz w domu i koniecznie musimy porozmawiać. Tęsknię.

Dwudziesty października 2013.

- Co ty sobie do cholery wyobrażasz?
- Miło mnie witasz kochanie.
- Och, proszę cię. Lara co ty sobie znowu robisz? Myślałem, że już jest dobrze.
- Skąd wiesz?
- Max.
- Wiesz może być dobrze np. przed dwa lata, aż tu nagle bum! i wracasz do tego.
- Ale czego? Czego wracasz? 
- Bo się boję i nie radzę sobie.
- Przecież masz mnie. 
- Tysiące kilometrów ode mnie, gdy człowiek który cholernie mnie skrzywdził siedzi teraz w moim salonie i pieprzy o jakiś głupotach, a ja siedzę zabarykadowana w pokoju. 
- Lara co jest?
- Nic. Cześć.

Dwudziesty pierwszy października 2013.

Głośne pukanie do drzwi nadal nie daje mi spokoju. Mamo zrozum, że nie mam z czego ci się spowiadać.

Dwudziesty drugi października 2013.

To nie tak, że od piątku nie wychodzę z pokoju chyba, że w godzinach 4 lub 5 nad ranem.

Dwudziesty trzeci października 2013.

Mamo ja już nie mam siły. Przepraszam.

Dwudziesty czwarty października 2013.

- Dziecko proszę porozmawiajmy. Wiem ostatnimi czasy spotkało nas wiele zła, ale myślałam, ze już dobrze. Kochanie, otwórz.

Wpuściłam ją. Spojrzała na mnie z przerażeniem. Wiedziała, że nie jem, wiedziała, że specjalnie nie jem. Z rozczochranymi włosami i zaczerwienionymi oczami nie wygladałam zbyt atrakcyjnie. Podeszła do mnie i nieśmiale podwinęła rękawy bluzy, jakby z ulgą odetchnęła, gdy zobaczyła, że są nietknięte. Nie pomyślała o innych miejscach. Usiadła.

- Kochanie co się dzieje? 
- Nic. 
- Na serio? To co taki jakiś młodzieńczy bunt? 
- Może.
- Och, proszę cię rozmawiaj ze mną normalnie. 
- Nie potrafię. 
- Co się dzieje? 
- Ian. 
- Nie dogadujecie się?
- On mnie skrzywdził i to tyle.
- Co ci zrobił?
- Nic.
- K-kiedy?
- Kwiecień.

Dwudziesty piąty października 2013.

Chcę do Słowenii. 

Dwudziesty szósty października 2013.

Coraz częściej piszesz. Mamo wygadałaś się?

Dwudziesty siódmy października 2013.

Siedzę w swoim pokoju, słyszę krzyki z dołu. Schodzę cichutko po schodach. 

- Jak mogłeś jej to zrobić? Jak? Wtedy, gdy była zagubiona, dopiero tu przyjechała i poza tym nawet nie wiesz ile przeszła.
- Sama się o to prosiła.

I nagle łzy stanęły mi momentalnie w oczach.
Jego ojciec wstał z kanapy.

- Przepraszam. 

Spojrzał na niego z wyrzutem.

- Przecież nie uczyłem cię czegoś takiego. Czemu to zrobiłeś?
- Odszedłeś od matki. Nawet nie wiesz jakie katusze przez ciebie przechodziła.

On też miał problem. 

Dwudziesty ósmy października 2013.

Trzeba wybaczać, tak?

Dwudziesty dziewiąty października 2013.

Widziałam się z Maxem. Nie wyglądał zbyt dobrze. 

Trzydziesty października 2013. 

- Wiesz Carmen mnie chyba jednak lubi. 
- Tak? 
- Tak. 
- To od kogo dostałeś?
- Od jej brata.

Trzydziesty pierwszy października 2013.

Lubię te nasze internetowe rozmowy. Lubię bo mam choć małą namiastkę ciebie. Tęsknię. 

____

Długo mnie nie było.
Wracam dzięki pewnej osobie, czekolada będzie czekać!! :) 
Może jeszcze ktoś o tym pamięta.

piątek, 5 lipca 2013

#9. Wrzesień.

 Pierwszy września 2013.

Szkoła w Anglii zaczyna się troszkę później, mam jeszcze trochę wolnego. Wykorzystam go z Maxem.

      Drugi września 2013.

Miałam kolejną nieprzespaną noc. Tym razem przez własną głupotę i zatęsknieniem do wzięcia leków. Zaczęło się od jednej tabletki, a skończyło się dziesięcioma i szybkim przejazdem do szpitala. Boję się, że Max się o tym dowie.
   
      Trzeci września 2013.

- Jesteś głupia Lara.
- Tylko na tyle cię stać?
- Jesteś cholernie głupia, nie mam nawet ochoty tu przychodzić.
- Nikt ci nie kazał.
- Nie bój się już idę, ale powiedz mi jedno. Po co ty znowu pchasz się w jakieś gówno? Czy nie możesz zaakceptować w końcu tego, że jesteś szczęśliwa, że będziesz szczęśliwa, bo należy ci się to cholerne szczęście?!
- Ty wiesz czemu. Nie zgrywaj takiego, że nie wiesz.
- Chcesz żeby każdy się nad tobą trząsł?
- Chcę spokoju.
- Ja wyjdę, a ty znowu coś sobie zrobisz.
- Jak tak będziesz gadał to niedługo zobaczysz mnie po raz ostatni w trumnie.

      Czwarty września 2013.

Wszyscy się mnie czepiają, wszyscy coś do mnie mają, mam już wszystkiego dosyć.

      Piąty września 2013.

Niedługo do szkoły. I znowu zacznie się doczepianie sztucznego uśmiechu, a wszystko przez to, że zwątpiłam w swoje szczęście.

      Szósty września 2013.

Mam pokręcone życie, naprawdę czasami przypomina ono cholerną telenowelę.

      Siódmy września 2013.

- Co tam? - siedzisz na łóżku, a laptopa trzymasz na swoich kolanach, jesteś maksymalnie skupiony na jego ekranie, przenikasz spojrzeniem aż tak, że czuję jakbyś siedział obok.
- Dobrze. - kłamię dziś po raz kolejny tylko po to by nie pokazać ci, że znowu jestem słaba, że znowu się boję.
- Na pewno? - potakuję tylko głową, a ty naiwny uśmiechasz się od ucha do ucha mówiąc, że przyjeżdżasz.

     Ósmy września 2013.

Nie chcę żebyś przyjechał, proszę nie, nie teraz.

     Dziewiąty września 2013.

Mama zaczyna się już ze mnie śmiać, wiem, że jest lekko załamana moim załamaniem, które nagle przyszło.

     Dziesiąty września 2013.

Przyjeżdżasz jutro,  JUTRO, j u t r o. Nie chcę.

      Jedenasty września 2013.

Lecz w sumie zatopić się kolejny raz w twoich ramionach było przyjemnością.

      Dwunasty września 2013.

Naprawdę nie wiem jak nazwać to co się ze mną dzieje. Byłam zła, bałam się twojego przyjazdu, a teraz nie chcę byś kiedykolwiek mnie puścił.

     Trzynasty września 2013.

Nie puścisz, prawda?

      Czternasty września 2013.

Mogę cały dzień przeleżeć oplątana twoimi ramionami. Jest lepiej.

      Piętnasty września 2013.

Uwielbiam czas, który spędzam z tobą, nie zostawiaj mnie, kochanie nie odchodź, nie jedźmy na to lotnisko, proszę.

      Szesnasty września 2013.

Jestem niestabilna psychicznie.

      Siedemnasty września 2013.

Świat znowu stał się bardziej szary, znowu mocniej pada, znowu jem więcej czekolady, znowu spędzam więcej czasu na łóżku.

     Osiemnasty września 2013.

Lubię mój pokój wprost rodem z psychiatryka. Białe ściany, białe meble, jasna podłoga, tylko kwiecista pościel leżąca na łóżku ożywia to wszystko.

      Dziewiętnasty września 2013.

Max w końcu się przełamał i przyszedł do mnie po szkole.
- Tęskniłem, choć i tak twierdzę, że robisz głupotę.

      Dwudziesty września 2013.

- Ściąłeś włosy! - wykrzyknęłam, gdy tylko cię zobaczyłam. - Ooooo - niezidentyfikowane dźwięki przeplatane śmiechem wydobywały się ciągle z moich ust.
- Aż tak źle wyglądam? - zakłopotany spojrzałeś na mnie.
- Nie! - krzyknęłam nagle. - Wyglądasz tak doroślej. - powiedziałam z powagą, lecz ciągle wydobywał się ze mnie śmiech. Ach, jak cudownie, że chociaż przez chwilę jest tak jak dawniej.

      Dwudziesty pierwszy września 2013.

Zaczęłam regularnie chodzić do szkoły, zaczęłam się uczyć, nie mam czasu na myślenie o sobie i swoich problemach. Tak jest lepiej.

      Dwudziesty drugi września 2013.

Czy wspominałam już kiedyś jak bardzo nienawidzę spotkań integracyjnych z klasą?

      Dwudziesty trzeci września 2013.

Tak jak sądziłam, pierwszy dzień jest porażką.

     Dwudziesty czwarty września 2013.

Drugi dzień nie należał do najlepszych, ale i tak towarzystwo Maxa mnie jakoś ratuje.

      Dwudziesty piąty września 2013.

Hahahahahahahahahaha witamy w piekle.

     Dwudziesty szósty września 2013.

- Czemu cię ostatnio nie było? - jak to miałeś w zwyczaju schyliłeś głowę i przeczesałeś lekko włosy ręką.
- Byłam na wyjeździe integracyjnym z klasą. - zaśmiałeś się od razu, gdy usłyszałeś "wyjazd integracyjny"
- Nie pokazałaś im jeszcze, że jesteś aspołeczna i tolerujesz tylko mnie i Maxa?
- Nie jestem aspołeczna.
- Nie, wcale.
- Sarkastyczny Jaka, ach, jak mi tego brakowało!

      Dwudziesty siódmy września 2013.

Leżę na łóżku okryta czarnym kocem, z kubkiem ciepłej herbaty w rękach. Czy ja naprawdę jestem aspołeczna?

      Dwudziesty ósmy września 2013.

Stukający deszcz o szyby był kiedyś wybawieniem, teraz jest tylko dźwiękiem, który wywołuje we mnie żądze zabicia. Mamo nie podchodź, Jaka nie dzwoń, Max podrzuć przez okno Maltesers, może cukier mi jakoś pomoże.

     Dwudziesty dziewiąty września 2013.

- Co wczoraj chciałaś?
- Chciałam żebyś przez okno podrzucił mi paczkę cukierków.
- Znowu stałaś się agresywna i chciałaś kogoś zabić?

     Trzydziesty września 2013.

Mama przyszła z pracy z jakimś gościem, mam zejść na dół i go poznać.
- Zapomniałaś, że jestem aspołeczna? - krzyczałam jej to, gdy siłą wypchnęła mnie z pokoju.


----

Nie było mnie tu trochę, wy też przestaliście to czytać, ale dla własnej przyjemności i satysfakcji jednak to dokończę.
Telenowela part #9.

piątek, 31 maja 2013

#8. Sierpień.

Pierwszy sierpnia 2013.

Siedzę sama. Znowu. Leże na starym łóżku i wpatruję się w sufit. Obracam w dłoniach jakiś stary zeszyt. Wspominam. I choć wspomnienia bolą, uśmiecham się. Poradziłam sobie z wszystkim co złe. 

Drugi sierpnia 2013.  

Do Anglii wracamy 15 sierpnia. Mam mało czasu, a ciebie nadal nie ma. Chciałabym żebyś znowu zabierał mnie na spacery, chciałabym żebyśmy znowu siedzieli w lesie. Chciałabym żebyś znowu był.

Trzeci sierpnia 2013.

- A więc Lara kiedy do mnie przyjedziesz? 
- W połowie sierpnia. 
- Dokładnie? Chcę stanąć na hali przylotów na Heathrow i mocno cię wyściskać. Stęskniłem się przewrażliwiona kulko.
- Ja też tęsknię głośny klusku. 

Czwarty sierpnia 2013.

Przyjechałeś. Wyszedłeś z samochodu i szybko wyciągnąłeś mnie z domu. Zabierasz mnie gdzieś. Znowu. 
Po paru godzinach siedzieliśmy na polanie pod gwiazdami razem z chłopakami. 

Piąty sierpnia 2013.

- Lara, nawet nie wiesz jak miło zobaczyć, że znów się uśmiechasz. 
- Tak wiem. Ostatnio widzieliśmy się, gdy byłam w nie najlepszym, Peter.

Szósty sierpnia 2013. 

Od wczoraj siedzę w twojej bluzie i jest mi w niej tak dobrze. Bezgranicznie zatapiam się w twoim zapachu. Otulasz mnie sobą nawet, gdy nie znajdujesz się blisko mnie. 

Siódmy sierpnia 2013.

Kocham cię Jaka.  K o c h a m. 

Ósmy sierpnia 2013.

Oddałeś mnie mamie, a babcia, gdy tylko zobaczyła, że pakujesz się do samochodu, zgarnęła nas na herbatę. Śmiała się, że jesteśmy młodzi, a chyba bezgranicznie w sobie zakochani. Gdy odprowadzałam cię stanąłeś przede mną, złapałeś mnie za nadgarstki i lekko je gładząc przysunąłeś się do mojego ucha.
- Tak, ta miłość jest bezgraniczna. - wyszeptałeś i lekko całując policzek. Odszedłeś.

Dziewiąty sierpnia 2013.

Mama każe mi się powoli pakować. Nie chcę, a pomyśleć, że jeszcze miesiąc temu marzyłam o tym by stąd uciec i znaleźć się w Londynie. 

Dziesiąty sierpnia 2013.

Kolejny dzień z serii Mój sufit jest bardzo interesującym miejscem. 

Jedenasty sierpnia 2013. 

- Heeeeeeej Lara. - Max za bardzo przeciągnął pierwszy wyraz. 
- Co ci? 
- Stęskniłem się kulko. 
- Serio? 
- No dobra, mam anginę. 
- Jesteś dziwny klusku, oj dziwny. 

Dwunasty sierpnia 2013.

Znowu zniknąłeś na parę dni, ale to nic przyzwyczajam się do tego jak będzie aż do grudnia. Bez ciebie. Znowu. 

Trzynasty sierpnia 2013.

- Czy mogłabyś wyciągnąć na jutro z walizki tą kremową, koronkową sukienkę i te czarne szpilki? 
- Po co? 
- Mam niespodziankę słońce. O 19? 
- Piętnaście po. 

Czternasty sierpnia 2013.

- Wyglądasz zjawiskowo Lara. 
- Tak, czuję się niekomfortowo. 
- Przesadzasz. 
- Od pamiętnej Wigilii nie włożyłam tych szpilek, naprawdę nie pamiętam jak się na nich chodzi. - zaśmiałeś się, gdy po raz pierwszy tego wieczoru musiałeś mnie złapać. 

Piętnasty sierpnia 2013.

Kolejny lot samolotem, kolejne pożegnanie na lotnisku. Będę tęsknić. 

Szesnasty sierpnia 2013.

- Naprawdę poszliście na romantyczny spacer w świetle księżyca? Aww to takie urocze. 
- Tańczyliśmy. 
- Serio?! - Max, który leżał na moim łóżku z zaciekawieniem wsłuchiwał się w moje kolejne słowa. 
- Tak, a raczej na deptałam jego stopy. 
- To takie urocze. 
- Od kiedy jesteś aż tak wrażliwy? 
- Ach, nawet moje serce musiało kiedyś zmięknąć na taką miłość Lara.

Siedemnasty sierpnia 2013.

Słodycze z Asdy, słodycze z Asdy, słodycze z Asdy zjedzone na naszym mostku. 

Osiemnasty sierpnia 2013. 

- Nawet nie wiem czemu masz ostatnio lepszy humor. Nie mówisz mi o czymś Max? 
- Ojciec ostatnio przyszedł do mojego pokoju, usiadł na krześle, później obok mnie na łóżku i zdobył się nawet na "przepraszam". Chyba mam powody do szczęścia, nie?

Dziewiętnasty sierpnia 2013. 

Ostatnio nie mam co robić. Podobno jest tu ciekawiej niż w Słowenii, ale, ale nie. Nuda mną ogarnęła.

Dwudziesty sierpnia 2013. 

Max ostatnio zaciągnął mnie na lekcje śpiewu. Stwierdził, że trzeba mnie oszlifować. 

Dwudziesty pierwszy sierpnia 2013.

Lubię ten dźwięk, gdy wlewam colę do szklanki. Lubię, gdy pianka lekko opada. Lubię analizować każdy mały szczegół. Lubię czasami wleźć w swój świat i być tam sama. Lubię.

Dwudziesty drugi sierpnia 2013.

Przerwa od szkoły działa na mnie dobrze. Odstresowałam się, odpoczęłam.

Dwudziesty trzeci sierpnia 2013.

Urządzamy sobie z Maxem wieczór filmowy. Zaczynamy romansidłami, przechodzimy przez filmy przygodowe i na koniec zostawiamy horrory.

Dwudziesty czwarty sierpnia 2013.

Jeszcze nigdy nie piekłam bananowych muffinek o 4.30. Lecz w sumie wyszły całkiem smaczne. Byłyby lepsze gdyby Max nie spaprał kremu czekoladowego, ale nie jest tak źle. 

Dwudziesty piąty sierpnia 2013. 

Czas wymyślić, że mamy astmę, lub złamać rękę, wtedy na pewno dostaniemy zwolnienie z w-fu na następny rok.

Dwudziesty szósty sierpnia 2013.

Max przyszedł ostatnio do mnie z wielkim słownikiem hiszpańsko-angielskim. Nie powiedział po co mu on, ani dlaczego akurat hiszpański. Siedział przez parę godzin na podłodze w moim pokoju i dzielnie wkuwał słówka. 

Dwudziesty siódmy sierpnia 2013.

- Wiesz co Lara? Ja chyba lubię też trochę dziewczyny? 
- Co? 
- Pod koniec roku, gdy ciebie już nie było do szkoły przyszła tak jedna Carmen. Imię ma banalne, ale jest na serio fajna. Tylko mamy mały problem. Zaczęliśmy rozmawiać, ktoś jej o mnie powiedział i wylądowałem w szpitalu. 
- Chyba na serio ja lubisz. Jeszcze nigdy nie gadałeś tyle o nikim. W sumie to jeszcze nigdy tyle nie gadałeś.

Dwudziesty ósmy sierpnia 2013.

Słońce świeci, a ja siedzę na trawie w parku i czytam książkę, czego chcieć więcej?

Dwudziesty dziewiąty sierpnia 2013.

- Pikantne ploty ze szkoły! - Max wbiegł do mojego pokoju i od razu usiadł koło mnie na podłodze.
- Jesteś gorszy w plotkowaniu od dziewczyn.
- Londi z młodszego rocznika jest w ciąży!
- Gadasz?! 

Trzydziesty sierpnia 2013.

Max został na noc. I wypił mi całą colę.

Trzydziesty pierwszy sierpnia 2013.

Deszcz zaczął znowu padać, a ty w końcu pojawiłeś się na skype. Cała noc nieprzespana. Potrzeba mi było takiej rozmowy. 

-------
Uff, poszło szybko i dość przyjemnie. Nie wiem co mam napisać, aa chciałabym żeby każdy kto chce być nadal informowany podał tt lub coś w komentarzu, to tyle. :)
Komentujcie! :)
A od jutra powinnam ruszyć z nowym Kotem. Jak wyjdzie? Zobaczymy, zaraz mykam coś pisać! 
(postaram się tutaj częściej bywać!)

niedziela, 19 maja 2013

#7. Lipiec.

Pierwszy lipca 2013.

To już jutro, już jutro cię zobaczę, już jutro wpadnę w twoje ramiona, już jutro będę szczęśliwa.

Drugi lipca 2013.

Nie lubię latać samolotami, ale ten moment, gdy spoglądam za okno i widzę chmury. Jestem wolna. 

Trzeci lipca 2013.

Stałeś tam. Czekałeś na mnie na końcu, ale czekałeś. Podeszłam do ciebie wolniutko i uwiesiłam się na twojej szyi, a z oczu pociekły mi łzy. Gładziłeś lekko moje włosy i szeptałeś, że już jest dobrze.

Czwarty lipca 2013.

Pogoda jest wspaniała. Jest ciepło, ale nie przesadnie ciepło. Zabierasz mnie na spacery. Na spacery rano, później jakoś w okolicach 16, a na ostatni spacer, gdy zachodzi słońce. 

Piąty lipca 2013.

Przychodzisz do mnie codziennie i leżymy razem na moim łóżku. W ciszy, ale nieważne są teraz słowa, ważna jest twoja obecność.

Szósty lipca 2013.

- Czemu mi to zrobiłaś? 
- Nie wiem.
- Chciałaś zwrócić na siebie moją uwagę?
- Nie.
- To czemu?
- Bo ja chyba nie potrafię bez ciebie żyć.
- I śmierć byłaby lepszym rozwiązaniem?
- Tak.
- Ale byłabyś beze mnie.
- Ale nie żyłabym nadzieją, że jeszcze kiedyś wrócisz. Byłabym wolna.


Siódmy lipca 2013.

Zadajesz dużo trudnych pytań, niektórych mam już dosyć. Próbujesz bawić się w psychologa?

Ósmy lipca 2013.


Czemu nigdy nie może być do końca dobrze? Zmiany nastrojów mnie wykańczają.

Dziewiąty lipca 2013.

Wtulam się w ciebie każdego dnia i wsłuchuję się w bici twojego serca, które bije po to by dawać mi nadzieję do życia.

Dziesiąty lipca 2013.

Tutaj jest tak spokojnie, tak cicho. Boję się tego, a ty zabierasz mnie do lasu i siedzimy razem na trawie. Odzwyczaiłam się.

Jedenasty lipca 2013.

- Cześć Max. 
- Nie patrz tak na mnie, wyłącz kamerę, nie chcę żebyś patrzyła na mnie takim wzrokiem.
- Jakiem? Zawiodłam się, tylko tyle.
- Wzrokiem przepełnionym rozczarowaniem. 
- To przez niego, prawda? 
- Tak.

Dwunasty lipca 2013.

- Wystarczyło żebym wyjechała tutaj i on już coś sobie robi przez tego kretyna.
- Nie cieszysz się, że tutaj jesteś? Wolałabyś siedzieć z nim w Londynie?
- Nie. 

Trzynasty lipca 2013.

Mama chyba nie wytrzymuje napięcia lub czegoś takiego. Słyszałam jak płakała w nocy, a ja nie wiem jak jej mogę pomóc. Mamo nie chcesz tutaj być?

Czternasty lipca 2013.

Każdy dzień spędzony z tobą. Staje się monotonnie, odzwyczaiłam się.

Piętnasty lipca 2013.

- Chcesz wracać? 
- Chyba.
- Czemu? 
- Nie umiem odnaleźć się w tej sytuacji, w tym w czym teraz trwamy.
- Lara, mi też jest trudno, ale trzeba się przełamać. Tyle walczyłaś nie możesz tego teraz wypuścić od tak.

Szesnasty lipca 2013.

Nawet granie w beznadziejne gry nie jest już takie samo.

Siedemnasty lipca 2013.

- Jesteś bardzo zmienna Lara.
- Człowiek zakochany często popada w zmiany nastrojów kochanie.

Osiemnasty lipca 2013.

A może przez ten jeden ostatni spacer zakochałam się w tobie na nowo.

Dziewiętnasty lipca 2013.

Naprawdę jest inaczej. Uśmiecham się, mam dobry humor, chcę z tobą rozmawiać, chcę przy tobie być. Śnisz mi się, a jak o tobie myślę to czuję taki przyjemny ścisk w brzuchu. Opowiadam o tobie wszystkim, mamie, Maxowi. Każdemu. A najdziwniejsze jest to, że przeżywam to drugi raz. 

Dwudziesty lipca 2013.

Powiedziałeś, że chcesz mnie gdzieś zabrać. Na tydzień.

Dwudziesty siódmy lipca 2013.

Zabrałeś mnie nad jakieś jezioro. Do małego domku i przeleżałam koło ciebie cały tydzień. Było idealnie.

Dwudziesty ósmy lipca 2013.

- Nie wierzę, że ci się tam podobało. 
- Wiesz mi nie potrzeba wiele do szczęścia. Wystarczy, że będziesz koło mnie i będę spełniona.

Dwudziesty dziewiąty lipca 2013.

Wiatr wzmaga się coraz bardziej. Burza i deszcz przychodzą kolejny raz.

Trzydziesty lipca 2013.

Pozwoliłeś mi się zakochać w tobie kolejny raz. Nie pozwól się stoczyć po raz tysięczny. 

Trzydziesty pierwszy lipca 2013.

Nie pozwolisz.

-----

Tak bardzo brakuje mi skoków, tak bardzo.
Nie było mnie trochę, ale szkoła i pewne uczucie. Nie miałam czasu i głowy do opowiadań. Wybaczycie?
W sumie to chyba u Lary będzie dobrze, bo ja mam dobry humor i pisanie smutnych rzeczy od jakiegoś miesiąca mi nie idzie.
Komentujcie lub nie, ja i tak nie jestem zadowolona i nie będę z tego co napisałam bo robię z tego telenowelę, denną telenowelę.

czwartek, 2 maja 2013

#6. Czerwiec.

Pierwszy czerwca 2013.

Cieszę się, że mam Maxa, a on chyba odczuwa podobne coś do mnie. Pomagam.

Drugi czerwca 2013.

Zachowujemy się jakbyśmy znali się od zawsze, a nawet nie minął miesiąc. Kocham nasz mostek.

Trzeci czerwca 2013. 

Z serii "Lara i Max na mostku" 

- Był zły? - zapytałam się niepewnie ciągnąc rozmowę. Może nie powinnam.
- Zabrał mnie do lekarza, nakłamał. Lekarz dał mi jakieś prochy. Brałaś psychotropy? - pokiwałam twierdząco głową. - Miałem papkę zamiast mózgu. I nikogo komu mogłem się wyżalić. - przytuliłam go. Podeszłam i mocno go objęłam. Współczułam mu. 

Czwarty czerwca 2013.

- Jaki on jest? - Max trzymał w rękach kawałek chleba i co chwila rwał go, i rzucał kaczkom. Wybraliśmy się na spacer do Kew Gardens. 
- Jaka? - stanęłam koło niego i oparłam ręce na dosyć dziwnej konstrukcji mostu. Pokiwał głową. Wyrwałam mu kawałek chleba z rąk i rzucając go kaczkom opowiadałam. - Jest opiekuńczy, troskliwy, chyba, chyba na serio mnie kocha. Gra ze mną w gry. Chodzi na spacery. Robi normalne rzeczy, ale robi je dla mnie. 
- Ale cię zostawił. - zadał mi cios w serce. Zostawił. To słowo boli. 
- Ale żałuje. - pokręcił przecząco głową. 
- Ma jakiś obowiązek. Nie żałuje. 
- Jesteś okrutny. - łzy zaczęły płynąć po mojej twarzy. Uciekłam. 
- Prawdziwy, a nie okrutny. - usłyszałam jego stłumiony już głos. Płakałam.

Piąty czerwca 2013.

Czemu prawda tak bardzo boli? 

Szósty czerwca 2013.

Chcę uciec. Znowu tam uciec.

Siódmy czerwca 2013.

Poszłam na mostek, Max siedział na jego skraju. Przeprosiliśmy się.

Ósmy czerwca 2013. 

Mama powiedziała, że od lipca będziemy w Słowenii, choć jeszcze miesiąc szkoły to może mnie zabrać. 

Dziewiąty czerwca 2013.

Kocham cię.

Dziesiąty czerwca 2013.

Jedziemy na tydzień nad morze. Integracja z ludźmi, bycie pozytywnie nastawionym. Genialnie.

Siedemnasty czerwca 2013.

Spałam, jadłam, piłam, udawałam szczęśliwą przez tydzień.

Osiemnasty czerwca 2013.

Dopadłam moje łóżko, już z niego nie wyjdę.

Dziewiętnasty czerwca 2013.

Rozmowy przez internet nie oddają mi twojego szeptania miłych słów do ucha, nie oddają twojego dotyku, zapachu. Nie oddają mi ciebie, ale dają mi malutką namiastkę drugiej części mnie, która siedzi tam, w Słowenii. Już niedługo.

Dwudziesty czerwca 2013.

Urządzamy sobie z Maxem wieczór filmowy. Czekolady, czekolady, czekolady.

Dwudziesty pierwszy czerwca 2013.

Są wyniki egzaminów. To się popisaliśmy z Maxem.

Dwudziesty drugi czerwca 2013.

Wylot 2 lipca. Już niedługo, już niedługo, już niedługo.

Dwudziesty trzeci czerwca 2013.

Moje łóżko jest tak bardzo wygodne, mój pokój jest tak bardzo przestronny, nasz dom jest wielkim schronieniem. 

Dwudziesty czwarty czerwca 2013.

- Dawno rozmawialiśmy. 
- Nie słyszę cię, co mówisz?
- Nie widzę cię. 
- No mówię, że cię nie słyszę.
- Tęsknię Lara.
- Ja też Jaka.
- Oo, to akurat usłyszałaś.

Dwudziesty piąty czerwca 2013.

Pakujemy się, pakujemy, pakujemy.

Dwudziesty szósty czerwca 2013.

Ostatnie dni chodzenia do szkoły, nie spędzam ich w szkole, a w okolicach Old Deer Park razem z Maxem. 
Och, jesteśmy tak bardzo niegrzeczni. Jest zabawnie.

Dwudziesty siódmy czerwca 2013.

Jeszcze parę dni, jeszcze tylko chwilka wytrzymam. Wytrzymałam tak długo.

Dwudziesty ósmy czerwca 2013.

- Ale Lara wrócisz, prawda? - Max stał zmieszany na środku mostku. 
- Jasne głuptasie. - podeszłam do niego i wpakowałam się pod jego ramię. Dziękuję za takiego przyjaciela.

Dwudziesty dziewiąty czerwca 2013.

Zmieniłam się, mam nadzieję, że na lepsze.

Trzydziesty czerwca 2013.

Kochanie, już niedługo się zobaczymy. 

----------------
Szósty odcinek telenoweli! 
Jeej to już półmetek. 
Może i zrobiłam z tego telenowelę, może i jest to nudne, jakby to powiedziała moja mama "bez jajowe" ale lubię to opowiadanie. Lubię tak, tak na serio lubię. kocham.
Dziękuję za wszystko co tutaj pozostawiliście, ach takie podsumowanie i podziękowania na półmetku. ;")
A od lipca będzie więcej Jaki. W końcu!

niedziela, 28 kwietnia 2013

#5. Maj.

Pierwszy maja 2013. 

Nienawidzę tej szkoły, nienawidzę tego domu, nienawidzę tych ludzi. Musiałam zrywać moje zdjęcia z ostatniej nocy, które poprzyczepiane były w całej szkole. Nienawidzę tego życia. 

Drugi maja 2013.

Chyba powiem o wszystkim mamie. Wygadam się jej tak od serca, tak jak kiedyś. 

Trzeci maja 2013. 

Mama pozwoliła mi zostać w domu, opowiedziałam jej dziś o wszystkim. O Ianie, o dziewczynach i o tym, że musiałam zrywać swoje nagle zdjęcia z szafek innych uczniów, opowiedziałam jej o tym co mówił mi Peter i o tym, że dzwoniłeś. Mama się rozpłakała. Powiedziałam, że ją przepraszam. Przepraszam bo bycie normalną mi nie wychodzi. 

Czwarty maja 2013. 

Jestem pechowcem. Tyle razy chciałam się zabić, nigdy mi nie wychodziło. Może jednak muszę tutaj zostać? Może nie mam prawa poddawać się? Może muszę wyrosnąć od nowa? Silniejsza? Ale czemu to tak boli i jest takie trudne. 

Piąty maja 2013. 

Trwa już piaty miesiąc piekła. 

Szósty maja 2013. 

Cierpię na brak pomysłu na życie. Bez przyjaciół, bez chłopaka, bez jakiejkolwiek chęci do trwania tutaj. Sama siebie oszukuję. 

Siódmy maja 2013. 

Muszę zacząć regularnie chodzić do szkoły. Nie mam na to ochoty, ale inaczej będą spore problemy. Mama rozmawia z ojcem o powrocie do Słowenii.

Ósmy maja 2013. 

Tato kategorycznie odmówił tego żebyśmy wrócili do domu. Szkoda. 

Dziewiąty maja 2013. 

Mama zabrała mnie dziś na zakupy, do fryzjera, na spacer z kawą w dłoni. W pewnym sensie kocham Londyn i cieszę się, że tutaj się przeprowadziliśmy, lecz wizja tego co ostatnio się działo nadal powraca i czasami męczy mnie w nocy. 

Jedenasty maja 2013. 

Tato wrócił dziś później z pracy, załatwił mi nową szkołę. Nowe życie. 

Dwunasty maja 2013.

Jutro zaczynam nowy rozdział w życiu. Jak na razie siedzę przed biurkiem, czekam aż będziesz dostępny na skype i powiem ci wszystko. Deszcz leje za oknem, jedna lampka oświetla kawałek pokoju, nogi przykryte mam kocem, a w ręku trzymam kubek z parującą herbatą. Dzwonisz. Witam cię z uśmiechem na ustach. Jesteś zadowolony. 

Trzynasty maja 2013.

Było miło, było naprawdę fajnie. Opowiadałeś mi o przygotowaniach do lata i następnej zimy. Pytałeś się kiedy odwiedzę Słowenię, pytałeś się o szkołę. Skłamałam. Powiedziałam, że jest ok, ale po co mam ci wszystko opowiadać? Jest już dobrze. Rozmawialiśmy długo, późno położyłam się spać. Wstanę ledwo żywa. 

Czternasty maja 2013. 

Ta szkoła jest nawet fajna. Na chemii siedzę z geniuszem więc moje oceny z przedmiotów ścisłych się podniosą. Max zaproponował mi spacer, a ja się zgodziłam. 

Piętnasty maja 2013. 

Max jest naprawdę fajny! Pokazał mi przepiękne miejsce w okolicach Tamizy na Richmond. Mostek, w lekko zalesionej części prawdopodobniej stał się moim ulubionym miejscem w Londynie. Prowadzi on na zielone polany Old Deer Park. Max zaczął mi się zwierzać. Nie uwierzyłam w to co powiedział. 

Szesnasty maja 2013. 

- Ile razy chciałaś się zabić? - usiadł obok mnie na łóżku. 
- Chyba 2. 
- Ja troszkę więcej. - odsłonił swoje nadgarstki, później pokazał mi swoją szyję, która ukazywała ślady po sznurze. - Jeszcze nogi. Ale wtedy to tylko dla przyjemności. - spojrzałam na swoje ciało. Choć byłam ubrana widziałam dokładnie każdą bliznę, która powstała po tym co sobie zrobiłam. - Były też i leki, alkohol, trutki na szczury. Chciałem się wykończyć. 
- Czemu? - czuję się nieswojo. Chłopaka znam od poniedziałku, a ten opowiada mi swoja całą historię.
- Ludzie mnie nie akceptowali, tak jak rodzina. - spogląda na mnie i napotyka na moje pytające spojrzenie. Śmieje się. - Bo wiesz Lara, ja wolę chłopców. 
- Po co mi to wszystko mówisz? 
- Bo jesteśmy podobni. Bo wiesz co czuję. Bo pewnie kogoś straciłaś, ktoś cię poniżył, ktoś mocno zranił. Lara ludzie wyczuwają to, że jesteś spięta, widzą twoje ręce, widzą podkrążone, czerwone oczy. Zamaskuj to jakoś bo gadają.
- Mam żyć w ukryciu? 
- To może jesteś dumna z tego co zrobiłaś? Co zrobiłaś sobie, rodzinie. 
- Próbujesz mnie nawrócić? Chcesz zostać księdzem, a swoją pierwszą spowiedź trenujesz na mnie? 
- Ach, wiedziałem, że się polubimy od razu, gdy przekroczyłaś próg sali chemicznej.

Siedemnasty maja 2013. 

I Max miał rację. Dogaduje się z nim lepiej od niektórych osób ze Słowenii. Pokochałam Londyn.

Osiemnasty maja 2013.

Często dzwonisz do mnie na skype jest jakoś inaczej, lepiej. Ale nie ma po co się cieszyć od razu. 

Dziewiętnasty maja 2013.

Kawa z Costy, kawa z Costy, kawa z Costy. Max jest moim dobrym duchem, wiec czego potrzeba mi o poranku. 

Dwudziesty maja 2013. 

Tato zaczyna się gorzej czuć. Nikt nie wie co się dzieje. 

Dwudziesty pierwszy maja 2013. 

Ojciec miał raka. Zmarł. Zostawił nas. Mnie, mamę. Nie jest dobrze. 

Dwudziesty drugi maja 2013.

Max przyszedł do mnie i robił za mojego domowego korepetytora. Jest mi smutno. 

- Rozchmurz się. - machnął mi ołówkiem przed oczami.
- Straciłam ojca, wcześniej brata, sama urządziłam niezłą jazdę mamie. Mam się rozchmurzyć? 
- Uwierz mi Lara twój stan przygnębienia udziela się i mnie. No chodź poznasz kogoś. 
- Nie. - podkuliłam nogi i mocno je objęłam na znak protestu. 
- No ale ja wiem, że chcesz. - Max zafundował mi jeden ze swoich popisowych uśmiechów i po chwili byłam gotowa do wyjścia. 

Dwudziesty trzeci maja 2013. 

Poznałam Josha. "Kolegę" Maxa. Jeju ten chłopak jest naprawdę szczęśliwy w jego towarzystwie. Chyba polubię Josha, daje on powód do zadowolenia i uśmiechu mojemu przyjacielowi. 

Dwudziesty czwarty maja 2013. 

- Lara obiecaj mi jedno. - byłeś niespokojny. - Nie zafundujesz swojej matce kolejnego pogrzebu w tym roku. Proszę. 
- Obiecuję. Ty też mi coś obiecaj. - czuję się niepewnie. Nie wiem czy powinnam ci to mówić. Zakładam kosmyk włosów za ucho i lekko się uśmiecham. - Obiecaj, że zaczekasz i, że będziesz już na zawsze. - w odpowiedzi dostaję tylko twój uśmiech i ciche na zawsze. 

Dwudziesty piaty maja 2013. 

Deszcz, powtórki do egzaminów, deszcz, powtórki do egzaminów, deszcz, powtórki do egzaminów, kawa. 

Dwudziesty szósty maja 2013. 

Mama chodzi do pracy, gotuje, udaje, że nic takiego się nie stało. Próbuje żyć normalnie. 

Dwudziesty siódmy maja 2013. 

Ten rok wykańcza, wykańczał nas wszystkich. Przeze mnie. 

Dwudziesty ósmy maja 2013. 

Jednak nie polubię Josha. Dziś w nocy przyszedł do mnie Max, zapłakany Max. Powiedział, że się go boi, że go skrzywdził, że nie chce go znać. Nigdy nie widziałam człowieka w takiej rozsypce. 

Dwudziesty dziewiąty maja 2013. 

Niedługo egzaminy, martwię się o Maxa. Teraz nocuje u nas, uczymy się razem, pocieszam go. Muszę go pilnować. Nie chcę go stracić. 

Trzydziesty maja 2013.

Słońce nad Londynem, czyli Lara i Max wylegują się na trawie parku po egzaminach. 

Trzydziesty maja 2013. 

Rozmawialiśmy na skype, zapoznałam z tobą Maxa. Chyba nawet jesteś szczęśliwy, że znalazłam przyjaciela.  


-------------
Zmienna Lara, zmienne życie. Może będzie juz ok? Mogłoby ale nie wiem.
To jedyne opowiadanie jakie na razie pisze. Nie wiem cierpię na brak pomysłów. Może coś jednak kiedyś.
Mam nadzieję, że rozdział się wam spodoba jak i nowy wygląd :)
Komentujcie kociaki :)




niedziela, 21 kwietnia 2013

#4. Kwiecień.

Pierwszy kwietnia 2013. 

...

Drugi kwietnia 2013. 

...

Trzeci kwietnia 2013.

...

Czarty kwietnia 2013. 

...

Piąty kwietnia 2013. 

...
Szósty kwietnia 2013. 

Znowu siedzę w szpitalu. Zmiany nastrojów, które mnie dopadły są naprawdę męczące. 

Siódmy kwietnia 2013. 

Przy życiu utrzymują mnie tylko delikatne dźwięki muzyki płynącej z moich słuchawek, ciastka czekoladowe, które mama przyniosła mi ostatnio i butelka soku marchewkowo-bananowego. Bo ty i tak się nie odzywasz. 

Ósmy kwietnia 2013. 

Wróciłam do domu. Mój pokój jest pusty, prawie nic tu nie ma, reszta pokoi również. 
Wyprowadzamy się. 
Mama zabrała mi telefon, dlatego z tobą nie rozmawiam. Twierdzi, że tak będzie dla mnie lepiej. 

Dziewiąty kwietnia 2013. 

Kierunek Londyn. 

Dziesiąty kwietnia 2013. 

Już wiem co czujesz, gdy lecisz. Jesteś wolny. Spoglądałam za okno samolotu i zatapiałam się w mlecznych chmurach. Byłam sama. Odetchnęłam. 

Jedenasty kwietnia 2013.

Dom jest mały, ale bardzo przytulny. Tato znalazł tu pracę, w końcu będziemy razem, no prawie razem. 

Dwunasty kwietnia 2013. 

Rodzice stwierdzili, że najlepiej od razu puścić mnie do szkoły. Poznałam fajnych ludzi, którzy na serio mnie akceptują, nie pytają o nic. Ian odprowadził mnie do domu. 

Trzynasty kwietnia 2013. 

Wszystko jest niby fajnie, niby dobrze, niby nie myślę o tym co pozostawiłam w Słowenii, lecz tego nie da się tak szybko wymazać. 
Ian jest nachalny. 

Czternasty kwietnia 2013. 

Prevc do mnie zadzwonił. Nie wiem jakim cudem wiedział jak się ze mną skontaktować. Powiedział, że siedzisz pod moim starym domem, łzy lecą ci ciurkiem z oczu i jesteś nieobecny. Podobno pytasz się czemu ci to zrobiłam. 

Piętnasty kwietnia 2013. 

- Jesteśmy kwita. - mama pozwoliła porozmawiać mi z tobą na skype. - Już wiem co czułaś. - robię się niespokojna, chcę wody, chcę stąd uciec, chcę wpaść w twoje ramiona. Nie potrafię wydobyć z siebie głosu.
- Przepraszam. - kończę szybko naszą nieudaną rozmowę i zatapiam się w miękkim materacu łóżka, poduszka po raz kolejny pochłania moje słone łzy. 

Szesnasty kwietnia 2013. 

Ian zaczął się ze mnie śmiać. Jestem głucha i ślepa na to co ludzie o mnie myślą, nauczyłam się tego. 

Siedemnasty kwietnia 2013. 

Lizzy chce zabrać mnie na imprezę, mama każe mi iść. Pójdę, poudaję, że jest dobrze, wyjdę i wrócę do domu. 

Osiemnasty kwietnia 2013. 

Nie wiedziałam, że kiedykolwiek to powiem. Pierwszy raz od czterech miesięcy byłam zadowolona. Może byłam zadowolona tylko przez to co Ian dosypał mi do soku, ale byłam. 

Dziewiętnasty kwietnia 2013. 

Dopiero teraz dochodzi do mnie co się stało. Dopiero teraz przypominam sobie jak Ian zabrał mnie na górę, jak zamykał na klucz drzwi do sypialni rodziców Lizzy, jak mnie dotykał, jak szeptał do ucha, że jestem piękna, jak ściągnął mi koszulkę. Stop. 

Dwudziesty kwietnia 2013. 

Czuję jego zapach, mam dosyć. Ciągle biorę prysznic, oblewam się cholernie gorącą wodą, jakby to miało zmyć ze mnie wspomnienia. Jestem niespokojna. 

Dwudziesty pierwszy kwietnia 2013. 

Chcę do Słowenii, mamo wróćmy tam.

Dwudziesty drugi kwietnia 2013. 

Nie chodzę do szkoły. Są jakieś egzaminy, z których jestem zwolniona. Chwila odpoczynku. 

Dwudziesty trzeci kwietnia 2013. 

Ian nęka mnie jakimiś esemesami, proszę Jaka wróć do mnie, przytul mnie powiedz, że będzie dobrze. 

Dwudziesty czwarty kwietnia 2013. 

Nie mogłam zasnąć, a gdy zasnęłam budziłam się ciągle. Krzyczałam. 

Dwudziesty piąty kwietnia 2013. 

Uspokajam się dopiero, gdy oglądam zdjęcia ze Słowenii. Teraz mam ochotę przebiec się po polach i łąkach, które znajdowały się w pobliżu naszego domu. Czemu mi to zrobiliście? 

Dwudziesty szósty kwietnia 2013. 

Mama pyta się czy wszystko dobrze. Kłamię, przecież nie powiem jej co się stało, ma dużo kłopotów. 

Dwudziesty siódmy kwietnia 2013. 

Rodzice powiedzieli, że dom odwiedźmy dopiero w sierpniu. Umrę. 

Dwudziesty ósmy kwietnia 2013. 

Idę na jakieś denne nocowanie do Lizzy. Muszę przecież udawać, że jest ok. 

Dwudziesty dziewiąty kwietnia 2013. 

Upiły mnie. Czułam się jeszcze gorzej niż ostatnio z Ianem. 

Trzydziesty kwietnia 2013. 

Robię się na angielkę, może to i dobrze? Zadzwoniłeś. 

-------------------
hmm, napisałam to chyba w 30 minut, jakiś taki nagły przypływ weny i chęci. 
Lara jesteś dziwna, pokręcona, baardzo dziwna, tak bardzo cię lubię dziewczyno.
Pasowałoby więcej Jaki, ach będzie. 
Zapraszam na http://bleeding--out.blogspot.com/ czytajcie, komentujcie, piszcie w komentarzach o kim to dla was jest, ja powiem później. 
Komentujcie :)