niedziela, 28 kwietnia 2013

#5. Maj.

Pierwszy maja 2013. 

Nienawidzę tej szkoły, nienawidzę tego domu, nienawidzę tych ludzi. Musiałam zrywać moje zdjęcia z ostatniej nocy, które poprzyczepiane były w całej szkole. Nienawidzę tego życia. 

Drugi maja 2013.

Chyba powiem o wszystkim mamie. Wygadam się jej tak od serca, tak jak kiedyś. 

Trzeci maja 2013. 

Mama pozwoliła mi zostać w domu, opowiedziałam jej dziś o wszystkim. O Ianie, o dziewczynach i o tym, że musiałam zrywać swoje nagle zdjęcia z szafek innych uczniów, opowiedziałam jej o tym co mówił mi Peter i o tym, że dzwoniłeś. Mama się rozpłakała. Powiedziałam, że ją przepraszam. Przepraszam bo bycie normalną mi nie wychodzi. 

Czwarty maja 2013. 

Jestem pechowcem. Tyle razy chciałam się zabić, nigdy mi nie wychodziło. Może jednak muszę tutaj zostać? Może nie mam prawa poddawać się? Może muszę wyrosnąć od nowa? Silniejsza? Ale czemu to tak boli i jest takie trudne. 

Piąty maja 2013. 

Trwa już piaty miesiąc piekła. 

Szósty maja 2013. 

Cierpię na brak pomysłu na życie. Bez przyjaciół, bez chłopaka, bez jakiejkolwiek chęci do trwania tutaj. Sama siebie oszukuję. 

Siódmy maja 2013. 

Muszę zacząć regularnie chodzić do szkoły. Nie mam na to ochoty, ale inaczej będą spore problemy. Mama rozmawia z ojcem o powrocie do Słowenii.

Ósmy maja 2013. 

Tato kategorycznie odmówił tego żebyśmy wrócili do domu. Szkoda. 

Dziewiąty maja 2013. 

Mama zabrała mnie dziś na zakupy, do fryzjera, na spacer z kawą w dłoni. W pewnym sensie kocham Londyn i cieszę się, że tutaj się przeprowadziliśmy, lecz wizja tego co ostatnio się działo nadal powraca i czasami męczy mnie w nocy. 

Jedenasty maja 2013. 

Tato wrócił dziś później z pracy, załatwił mi nową szkołę. Nowe życie. 

Dwunasty maja 2013.

Jutro zaczynam nowy rozdział w życiu. Jak na razie siedzę przed biurkiem, czekam aż będziesz dostępny na skype i powiem ci wszystko. Deszcz leje za oknem, jedna lampka oświetla kawałek pokoju, nogi przykryte mam kocem, a w ręku trzymam kubek z parującą herbatą. Dzwonisz. Witam cię z uśmiechem na ustach. Jesteś zadowolony. 

Trzynasty maja 2013.

Było miło, było naprawdę fajnie. Opowiadałeś mi o przygotowaniach do lata i następnej zimy. Pytałeś się kiedy odwiedzę Słowenię, pytałeś się o szkołę. Skłamałam. Powiedziałam, że jest ok, ale po co mam ci wszystko opowiadać? Jest już dobrze. Rozmawialiśmy długo, późno położyłam się spać. Wstanę ledwo żywa. 

Czternasty maja 2013. 

Ta szkoła jest nawet fajna. Na chemii siedzę z geniuszem więc moje oceny z przedmiotów ścisłych się podniosą. Max zaproponował mi spacer, a ja się zgodziłam. 

Piętnasty maja 2013. 

Max jest naprawdę fajny! Pokazał mi przepiękne miejsce w okolicach Tamizy na Richmond. Mostek, w lekko zalesionej części prawdopodobniej stał się moim ulubionym miejscem w Londynie. Prowadzi on na zielone polany Old Deer Park. Max zaczął mi się zwierzać. Nie uwierzyłam w to co powiedział. 

Szesnasty maja 2013. 

- Ile razy chciałaś się zabić? - usiadł obok mnie na łóżku. 
- Chyba 2. 
- Ja troszkę więcej. - odsłonił swoje nadgarstki, później pokazał mi swoją szyję, która ukazywała ślady po sznurze. - Jeszcze nogi. Ale wtedy to tylko dla przyjemności. - spojrzałam na swoje ciało. Choć byłam ubrana widziałam dokładnie każdą bliznę, która powstała po tym co sobie zrobiłam. - Były też i leki, alkohol, trutki na szczury. Chciałem się wykończyć. 
- Czemu? - czuję się nieswojo. Chłopaka znam od poniedziałku, a ten opowiada mi swoja całą historię.
- Ludzie mnie nie akceptowali, tak jak rodzina. - spogląda na mnie i napotyka na moje pytające spojrzenie. Śmieje się. - Bo wiesz Lara, ja wolę chłopców. 
- Po co mi to wszystko mówisz? 
- Bo jesteśmy podobni. Bo wiesz co czuję. Bo pewnie kogoś straciłaś, ktoś cię poniżył, ktoś mocno zranił. Lara ludzie wyczuwają to, że jesteś spięta, widzą twoje ręce, widzą podkrążone, czerwone oczy. Zamaskuj to jakoś bo gadają.
- Mam żyć w ukryciu? 
- To może jesteś dumna z tego co zrobiłaś? Co zrobiłaś sobie, rodzinie. 
- Próbujesz mnie nawrócić? Chcesz zostać księdzem, a swoją pierwszą spowiedź trenujesz na mnie? 
- Ach, wiedziałem, że się polubimy od razu, gdy przekroczyłaś próg sali chemicznej.

Siedemnasty maja 2013. 

I Max miał rację. Dogaduje się z nim lepiej od niektórych osób ze Słowenii. Pokochałam Londyn.

Osiemnasty maja 2013.

Często dzwonisz do mnie na skype jest jakoś inaczej, lepiej. Ale nie ma po co się cieszyć od razu. 

Dziewiętnasty maja 2013.

Kawa z Costy, kawa z Costy, kawa z Costy. Max jest moim dobrym duchem, wiec czego potrzeba mi o poranku. 

Dwudziesty maja 2013. 

Tato zaczyna się gorzej czuć. Nikt nie wie co się dzieje. 

Dwudziesty pierwszy maja 2013. 

Ojciec miał raka. Zmarł. Zostawił nas. Mnie, mamę. Nie jest dobrze. 

Dwudziesty drugi maja 2013.

Max przyszedł do mnie i robił za mojego domowego korepetytora. Jest mi smutno. 

- Rozchmurz się. - machnął mi ołówkiem przed oczami.
- Straciłam ojca, wcześniej brata, sama urządziłam niezłą jazdę mamie. Mam się rozchmurzyć? 
- Uwierz mi Lara twój stan przygnębienia udziela się i mnie. No chodź poznasz kogoś. 
- Nie. - podkuliłam nogi i mocno je objęłam na znak protestu. 
- No ale ja wiem, że chcesz. - Max zafundował mi jeden ze swoich popisowych uśmiechów i po chwili byłam gotowa do wyjścia. 

Dwudziesty trzeci maja 2013. 

Poznałam Josha. "Kolegę" Maxa. Jeju ten chłopak jest naprawdę szczęśliwy w jego towarzystwie. Chyba polubię Josha, daje on powód do zadowolenia i uśmiechu mojemu przyjacielowi. 

Dwudziesty czwarty maja 2013. 

- Lara obiecaj mi jedno. - byłeś niespokojny. - Nie zafundujesz swojej matce kolejnego pogrzebu w tym roku. Proszę. 
- Obiecuję. Ty też mi coś obiecaj. - czuję się niepewnie. Nie wiem czy powinnam ci to mówić. Zakładam kosmyk włosów za ucho i lekko się uśmiecham. - Obiecaj, że zaczekasz i, że będziesz już na zawsze. - w odpowiedzi dostaję tylko twój uśmiech i ciche na zawsze. 

Dwudziesty piaty maja 2013. 

Deszcz, powtórki do egzaminów, deszcz, powtórki do egzaminów, deszcz, powtórki do egzaminów, kawa. 

Dwudziesty szósty maja 2013. 

Mama chodzi do pracy, gotuje, udaje, że nic takiego się nie stało. Próbuje żyć normalnie. 

Dwudziesty siódmy maja 2013. 

Ten rok wykańcza, wykańczał nas wszystkich. Przeze mnie. 

Dwudziesty ósmy maja 2013. 

Jednak nie polubię Josha. Dziś w nocy przyszedł do mnie Max, zapłakany Max. Powiedział, że się go boi, że go skrzywdził, że nie chce go znać. Nigdy nie widziałam człowieka w takiej rozsypce. 

Dwudziesty dziewiąty maja 2013. 

Niedługo egzaminy, martwię się o Maxa. Teraz nocuje u nas, uczymy się razem, pocieszam go. Muszę go pilnować. Nie chcę go stracić. 

Trzydziesty maja 2013.

Słońce nad Londynem, czyli Lara i Max wylegują się na trawie parku po egzaminach. 

Trzydziesty maja 2013. 

Rozmawialiśmy na skype, zapoznałam z tobą Maxa. Chyba nawet jesteś szczęśliwy, że znalazłam przyjaciela.  


-------------
Zmienna Lara, zmienne życie. Może będzie juz ok? Mogłoby ale nie wiem.
To jedyne opowiadanie jakie na razie pisze. Nie wiem cierpię na brak pomysłów. Może coś jednak kiedyś.
Mam nadzieję, że rozdział się wam spodoba jak i nowy wygląd :)
Komentujcie kociaki :)




niedziela, 21 kwietnia 2013

#4. Kwiecień.

Pierwszy kwietnia 2013. 

...

Drugi kwietnia 2013. 

...

Trzeci kwietnia 2013.

...

Czarty kwietnia 2013. 

...

Piąty kwietnia 2013. 

...
Szósty kwietnia 2013. 

Znowu siedzę w szpitalu. Zmiany nastrojów, które mnie dopadły są naprawdę męczące. 

Siódmy kwietnia 2013. 

Przy życiu utrzymują mnie tylko delikatne dźwięki muzyki płynącej z moich słuchawek, ciastka czekoladowe, które mama przyniosła mi ostatnio i butelka soku marchewkowo-bananowego. Bo ty i tak się nie odzywasz. 

Ósmy kwietnia 2013. 

Wróciłam do domu. Mój pokój jest pusty, prawie nic tu nie ma, reszta pokoi również. 
Wyprowadzamy się. 
Mama zabrała mi telefon, dlatego z tobą nie rozmawiam. Twierdzi, że tak będzie dla mnie lepiej. 

Dziewiąty kwietnia 2013. 

Kierunek Londyn. 

Dziesiąty kwietnia 2013. 

Już wiem co czujesz, gdy lecisz. Jesteś wolny. Spoglądałam za okno samolotu i zatapiałam się w mlecznych chmurach. Byłam sama. Odetchnęłam. 

Jedenasty kwietnia 2013.

Dom jest mały, ale bardzo przytulny. Tato znalazł tu pracę, w końcu będziemy razem, no prawie razem. 

Dwunasty kwietnia 2013. 

Rodzice stwierdzili, że najlepiej od razu puścić mnie do szkoły. Poznałam fajnych ludzi, którzy na serio mnie akceptują, nie pytają o nic. Ian odprowadził mnie do domu. 

Trzynasty kwietnia 2013. 

Wszystko jest niby fajnie, niby dobrze, niby nie myślę o tym co pozostawiłam w Słowenii, lecz tego nie da się tak szybko wymazać. 
Ian jest nachalny. 

Czternasty kwietnia 2013. 

Prevc do mnie zadzwonił. Nie wiem jakim cudem wiedział jak się ze mną skontaktować. Powiedział, że siedzisz pod moim starym domem, łzy lecą ci ciurkiem z oczu i jesteś nieobecny. Podobno pytasz się czemu ci to zrobiłam. 

Piętnasty kwietnia 2013. 

- Jesteśmy kwita. - mama pozwoliła porozmawiać mi z tobą na skype. - Już wiem co czułaś. - robię się niespokojna, chcę wody, chcę stąd uciec, chcę wpaść w twoje ramiona. Nie potrafię wydobyć z siebie głosu.
- Przepraszam. - kończę szybko naszą nieudaną rozmowę i zatapiam się w miękkim materacu łóżka, poduszka po raz kolejny pochłania moje słone łzy. 

Szesnasty kwietnia 2013. 

Ian zaczął się ze mnie śmiać. Jestem głucha i ślepa na to co ludzie o mnie myślą, nauczyłam się tego. 

Siedemnasty kwietnia 2013. 

Lizzy chce zabrać mnie na imprezę, mama każe mi iść. Pójdę, poudaję, że jest dobrze, wyjdę i wrócę do domu. 

Osiemnasty kwietnia 2013. 

Nie wiedziałam, że kiedykolwiek to powiem. Pierwszy raz od czterech miesięcy byłam zadowolona. Może byłam zadowolona tylko przez to co Ian dosypał mi do soku, ale byłam. 

Dziewiętnasty kwietnia 2013. 

Dopiero teraz dochodzi do mnie co się stało. Dopiero teraz przypominam sobie jak Ian zabrał mnie na górę, jak zamykał na klucz drzwi do sypialni rodziców Lizzy, jak mnie dotykał, jak szeptał do ucha, że jestem piękna, jak ściągnął mi koszulkę. Stop. 

Dwudziesty kwietnia 2013. 

Czuję jego zapach, mam dosyć. Ciągle biorę prysznic, oblewam się cholernie gorącą wodą, jakby to miało zmyć ze mnie wspomnienia. Jestem niespokojna. 

Dwudziesty pierwszy kwietnia 2013. 

Chcę do Słowenii, mamo wróćmy tam.

Dwudziesty drugi kwietnia 2013. 

Nie chodzę do szkoły. Są jakieś egzaminy, z których jestem zwolniona. Chwila odpoczynku. 

Dwudziesty trzeci kwietnia 2013. 

Ian nęka mnie jakimiś esemesami, proszę Jaka wróć do mnie, przytul mnie powiedz, że będzie dobrze. 

Dwudziesty czwarty kwietnia 2013. 

Nie mogłam zasnąć, a gdy zasnęłam budziłam się ciągle. Krzyczałam. 

Dwudziesty piąty kwietnia 2013. 

Uspokajam się dopiero, gdy oglądam zdjęcia ze Słowenii. Teraz mam ochotę przebiec się po polach i łąkach, które znajdowały się w pobliżu naszego domu. Czemu mi to zrobiliście? 

Dwudziesty szósty kwietnia 2013. 

Mama pyta się czy wszystko dobrze. Kłamię, przecież nie powiem jej co się stało, ma dużo kłopotów. 

Dwudziesty siódmy kwietnia 2013. 

Rodzice powiedzieli, że dom odwiedźmy dopiero w sierpniu. Umrę. 

Dwudziesty ósmy kwietnia 2013. 

Idę na jakieś denne nocowanie do Lizzy. Muszę przecież udawać, że jest ok. 

Dwudziesty dziewiąty kwietnia 2013. 

Upiły mnie. Czułam się jeszcze gorzej niż ostatnio z Ianem. 

Trzydziesty kwietnia 2013. 

Robię się na angielkę, może to i dobrze? Zadzwoniłeś. 

-------------------
hmm, napisałam to chyba w 30 minut, jakiś taki nagły przypływ weny i chęci. 
Lara jesteś dziwna, pokręcona, baardzo dziwna, tak bardzo cię lubię dziewczyno.
Pasowałoby więcej Jaki, ach będzie. 
Zapraszam na http://bleeding--out.blogspot.com/ czytajcie, komentujcie, piszcie w komentarzach o kim to dla was jest, ja powiem później. 
Komentujcie :)

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

#3. Marzec.

Pierwszy marca 2013. 

Nie odbierasz ode mnie telefonów, nie odpisujesz na smsy. Pewnie masz treningi, pewnie chcesz odpocząć, pewnie masz mnie dosyć.

Drugi marca 2013.

Cierpię na bezsenność. Zadzwoniłam do ciebie w nocy, odebrał Prevc. Zaczął ściemniać, że spisz później, że poszedłeś do Tepesa i coś oglądacie, a na koniec wysypał się, że poszliście na imprezę i cię zgubili. Pięknie Hvala, pięknie.

Trzeci marca 2013. 

Nieustannie nękałam cię kolejnymi telefonami. Czasami wydaje mi się, że tylko przez to, że chciałam zrobić ci na złość. Humor powracał, chęci do życia również.

Czwarty marca 2013.

Odebrałeś. Zacząłeś krzyczeć, że mam do ciebie nie wydzwaniać bo masz swoje życie, a moje problemy cię przerastają i masz tego dosyć. Na koniec dodałeś, że boli cię głowa, a ja wybuchłam śmiechem. Czystym, starym, donośnym śmiechem. Wytrąciłam cię z tego w czym trwałeś i wysyczałeś tylko czy wszystko z tobą ok? Odpowiedziałam, że przecież moje problemy cię przerastają, a tak naprawdę zaczęłam się w końcu normalnie zachowywać. 

Piąty marca 2013. 

Peter przyjechał do mnie. Usiedliśmy w kuchni, a mama zrobiła nam herbatę. Zaczęliśmy rozmawiać. 
- On nie chciał tak powiedzieć. - chłopak przeczesał włosy dłonią i spojrzał na mnie ze współczuciem w oczach. 
- Wiesz, w sumie to on może mówić co mu się podoba. Świat jest wolny i każdy ma prawo do swojego zdania, a to, że mi to powiedział chyba jest lepsze od tego gdyby miałby się męczyć przy moim boku. - te leki chyba wyprały mi mózg. 
- Jaka stał się inny. Nie chce z nami rozmawiać, zaczyna łazić na imprezy i z nich nie wracać. Wydaje mi się, że on, on chyba tęskni. - Prevc serio zbiłeś mnie z tropu. - I się o ciebie martwi. 

Szósty marca 2013.


Martwi się, martwi, martwi. Słowa Petera nadal siedziały w mojej głowie.

Siódmy marca 2013.

Poszliśmy na jakiś rodzinny spacer. Było nawet miło.

Ósmy marca 2013. 

Chciałeś pogadać na skype, włączyłam komputer i czekałam, czekałam, czekałam, a ciebie nie było. 

Dziewiąty marca 2013.

Ciągłe czekanie, ciągła nadzieja, ciągłe zmiany nastrojów, wykańczam się. 

Dziesiąty marca 2013.

Is there a remedy for waiting
For loves victorious return
Is there a remedy for hating 
Every second that I'm without you

Wydaje mi się, że takie coś istnieje, dajcie mi tylko strugaczkę, rozwalę ją i się wyzwolę. 

Jedenasty marca 2013.

Mój środek nadchodzi jeszcze tylko chwilka, parę kresek i będzie dobrze. Parę kresek, które kreślę jak maniak, który głodny jest tego co było. Jak narkoman, jak ktoś kto jest uzależniony i po dłuższym czasie sięga po coś. Śmieję się jak wariat, a z moich oczu spływają łzy. Nagle ty jak jakiś pieprzony bohater otwierasz drzwi do łazienki i spoglądasz na mnie całą zapłakaną i zakrwawioną, opieram się o wannę i mamroczę coś niezrozumiałego pod nosem. Wtulam się w ciebie na siłę, a ty drzesz się choć i tak wiesz, że nikogo nie zastaniesz. Owijasz moje nadgarstki najmocniej jak się da i potrząsasz mną, bo widzisz jak tracę kontakt z rzeczywistością. 

Dwunasty marca 2013.
...

Trzynasty marca 2013.
...

Czternasty marca 2013.
...

Piętnasty marca 2013.
...

Szesnasty marca 2013.
...

Siedemnasty marca 2013.
...

Osiemnasty marca 2013.
...

Dziewiętnasty marca marca 2013.
...

Dwudziesty marca 2013.

Zabrali mi pamiętnik, chyba go przeczytali, jest nieciekawie. 

Dwudziesty pierwszy marca 2013.

Siedzę w domu, przychodzisz do mnie, chyba jesteś na mnie zły. 

Dwudziesty drugi marca 2013. 

Mam dosyć, depresja kolejny raz mnie dopadła. 

Dwudziesty trzeci, czwarty i piąty marca 2013.

Nie mam na nic siły, chcę spać.

Dwudziesty szósty marca 2013.

Słyszę jak mama płacze po nocach, dałam jej popalić ostatnio, daliśmy jej popalić.

Dwudziesty siódmy marca 2013.

Ludzie ze szkoły zaczęli się mną interesować, przychodzą do mnie i rozmawiają. Wiedzą co się dzieje. 

Dwudziesty ósmy marca 2013.

Byłyśmy w szpitalu, napady astmy się nasilają. 

Dwudziesty dziewiąty marca 2013.

Zakosiłam jakieś prochy przeciwbólowe, już się nie mogę doczekać co po nich będzie. 

Trzydziesty marca 2013. 

Przyszedłeś do mnie, dobrze, że schowałam moje skarby. 

Trzydziesty pierwszy marca 2013.

Przeszukałeś mi pokój, nie znalazłeś ich, leżą przede mną i czekają. 

-----------------
Nawet nie wiecie jak cholernie kocham Larę. 
Osobisty fragment był, więc można iść. 
Komentujcie bo chyba jest ok :)

środa, 3 kwietnia 2013

#2. Luty.

Pierwszy luty 2013. 

W moim pokoju jest chłodno. Zgubiłam mój ulubiony kwiecisty kocyk, nie mam się czym ogrzać. Brakuje mi ciepła. Dosłownie i w przenośni. 

Drugi luty 2013.

Chciałabym zasnąć i już nigdy się nie obudzić. Zniknąć tak zwyczajnie zniknąć.
Mama chce mnie gdzieś zabrać. Do kina, na zakupy, do fryzjera. Jeszcze nie wie. Chce żebym przestała bać się ludzi. 

Trzeci luty 2013. 

Nie odzywam się do nikogo. Nie wychodzę z pokoju. Nie uśmiecham się. Nie chcę oddychać. Nie chcę żyć.

Czwarty luty 2013. 

Brat przyniósł mi czekoladę, gdy wrócił ze szkoły. Posiedział ze mną trochę, chciał w coś pograć. Śmiał się ze mnie, gdy powiedziałam mu, że nie chcę bo przypomina mi to ciebie. Później zaczął krzyczeć czym doprowadził mnie do płaczu i wyszedł bez słowa. 
Jest mi smutno. 

Piąty luty 2013. 

Cierpię na bezsenność. W nocy znalazłam klucz do pokoju i się zamknęłam. Szybciej odejdę. 

Szósty luty 2013. 

Nie jem, nie piję, nie funkcjonuję normalnie. Próbuję nauczyć się by nie oddychać. Dziękuję kochanie. 

Siódmy luty 2013.

Mama próbuje mi się dobić do pokoju. Nie chcę. 

Ósmy luty 2013. 

- Lara. - słyszę twój głos. Stoisz tam? - Skarbie, otwórz. - jesteś tam, naprawdę tam jesteś. Podchodzę do drzwi, przekręcam klucz i wtulam się w twoje ramiona. Walić to, że cię nienawidzę, że nie mam prawa się do ciebie przytulać. Uwielbiam cię. 

Dziewiąty luty 2013.

Byłeś tam. Stałeś tam. Jesteś tu i się do mnie uśmiechasz. Jest magicznie. Ale nie ma co się cieszyć, zaraz pewnie znowu ode mnie uciekniesz. 

Dziesiąty luty 2013.

Nie uciekłeś. Zostałeś ze mną i pozwalasz mi żebym traktowała cię jako żywą poduszkę. Chyba, chyba cię na serio kocham. 

Jedenasty luty 2013. 


Odkryłam co tak naprawdę mi jest. W twojej obecności jest tak dobrze, a gdy ciebie zabraknie załamuję się i nic mi się nie chce. 
Nie odchodź. 

Dwunasty luty 2013.

Nawet nie wiem jak to się stało. W nocy, gdy leżałeś koło mnie wymknęłam się i przeszłam po okolicy. Pierwszy raz od dawna czułam się wolna.
Później wróciłam, a ty siedziałeś na moim łóżku przy zapalonej lampce i wpatrywałeś się w okno. Uśmiechnąłeś się gdy weszłam do pokoju.

Trzynasty luty 2013. 

Wczoraj powiedziałeś mi, że niedługo musisz jechać. Bo skoki. Chciałbym żebyś został. Nie będę trzymała cię na siłę, spróbuję to przetrwać. 

Czternasty luty 2013. 

Wtulam się w ciebie ostatni raz i puszczam cię wolno. 

Piętnasty luty 2013. 

Znowu się przeziębiłam. Przynajmniej mam wymówkę by nie chodzić do szkoły. Okrywam się kołdrą i zatapiam w zapachu, który pozostawiłeś. Żyję. 

Szesnasty luty 2013. 

Tato wrócił do domu. Mama opowiada mu wszystko co wydarzyło się ostatnio. Ojciec zaczął krzyczeć, ja płakać, a brat uciekł z domu. Nikt nie wie gdzie jest. 

Siedemnasty luty 2013. 

On nadal nie wrócił. Boję się, czuję, że przeze mnie coś ważnego nas ominęło. Może, może pójdę go poszukać? 

Osiemnasty luty 2013.

Znalazłam jakiś list w jego pokoju, on nie chce już z nami być. Napisał, że przeprasza, że nas kocha i, że we mnie wierzy. Braciszku nie rób nam tego. 

Dziewiętnasty luty 2013.

Wyszłam wieczorem z domu. Chodziłam po okolicy, wołałam go. Nie odpowiedział. 
W okolicach 23 ktoś zapukał, mama płakała, a tato ją uspokajał. 
Już go nie ma. 

Dwudziesty luty 2013. 

Patrzę zapłakanymi oczami na wycieńczoną mamę, na ojca, który nie wykazuje żadnych chęci do życia. Przepraszam ich za wszystko. 

Dwudziesty pierwszy luty 2013.

Przyjechałeś na jego pogrzeb. Uspokajałeś mnie, a ojciec się na ciebie wydarł. To nic, czuję się bezpiecznie. 

Dwudziesty drugi luty 2013. 

Cała rodzina zwaliła się do nas. Przytulają, pocieszają i proszą mnie o tym bym dała rodzicom trochę wytchnienia. Mam zniknąć? Przecież to zada im większy ból. 

Dwudziesty trzeci luty 2013.

Miałam wrażenie, że mój brat tu był. To tylko omamy i nadużywanie psychotropów. 

Dwudziesty czwarty luty 2013. 

Odprężę się przy muzyce, może pomoże w zapomnieniu. 

Dwudziesty piąty luty 2013.

Pani psycholog przyjechała do mnie. Rozmawiała ze mną, z mamą i tatą też. Im też pomogła. 

Dwudziesty szósty luty 2013. 

Siedzę z rodzicami przy kuchennym stole. Jest tak pusto. 
Jestem sama. 

Dwudziesty siódmy luty 2013. 

Potrzeba mi tylko paru dni ucieczki i odpoczynku.

Dwudziesty ósmy luty 2013. 

Trzeba zapomnieć. 

------------
Chyba jestem zadowolona, tak jestem zadowolona. 
Szczerze to chyba zbytnio wczuwam się w to wszystko i poryczałam się w pewnym momencie.
Lara jest naiwna i to opowiadanie też, ale może wam się spodoba. 
Komentujcie :) 
aa i zapraszam na http://sugar--venom.blogspot.com/ bo przeżyć bez opowiadania o Kocie jest ciężko.